www.elwiratravel.pl

wtorek, 17 stycznia 2012

..po wyprawie Krymskiej

W zeszłym sezonie turystycznym zdecydowałam się odwiedzić jeszcze nie tak często uczęszczany kierunek, jakim jest Krym. Krym leży od Krakowa dość daleko, to i podróż była długa - do celu dotarłam po 38 godzinach. Wyjeżdzając z Krakowa w godzinach popołudniowych, we Lwowie byłam przed 6-sta rano.

O tej porze zdecydowanie wszystko rzuca się w oczy, nie ma tłoków i można spokojnie pospacerować.
Z dworca kolejowego, po zostawieniu mojej ogromnej walizki, do której zabrałam prawie pół domu, marszrutką (czyli rozklekotanym busem)  o numerze 66 dotarłam do centrum miasta.

Opera Lwowska jest przepięknym gmachem i naprawdę robi duże wrażenie



Zmierzając w kierunku Rynku, zatrzymałam się pod ,,Czarną Kamienicą, aby dokładnie się jej przyjrzeć, naturalnie jest inna niż budynki znajdujące się w jej otoczeniu, lecz niestety wymaga gruntownego remontu, farba którą został pomalowana odchodzi płatami, a i cała elewacja się ,,sypie,,.
W samym Rynku, nie ma prawie nikogo ale pełno tu pięknych i chyba bezpańskich psów, które bardzo lgną do ludzi - nie trzeba się ich bać, są przyjacielsko nastawione.



 Po szybciutkim ,,obiegnięciu,,centrum miasta, trzeba było wracać na dworzec. Troszkę zmęczona nocnym przejazdem postanowiłam za parę groszy wynająć lwowską taksówkę.


Pan kierowca okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem i całą drogę opowiadał mi o tym mieście.

Gdy dotarłam do pociągu, troszkę zdziwił mnie sam przedział, bo była to tzn .platz karta, ale w końcu te 28 godzin jakoś trzeba było przeżyć.



ale po chwili zorientowałam się że w tym pociągu wszystko jest - bufet obficie zaopatrzony,

a na większych stacja można kupić bardo smaczne posiłki przygotowywane przez miejscowe ,,babaszki,, - pierożki, kotleciki, owoce, wszystko świeżutkie i naprawdę smaczne !


... i po co ja brałam taka ,,wałówkę,, z Polski- ale cóż, podróże kształcą. :)

 Po dotarciu na miejsce, okazało się, że zakwaterowanie jest bardzo przyzwoite, wiec zaraz po małym odpoczynku, postanowiłam pójść na spacer po okolicy

oraz spróbować lokalnych specjałów


Moje zakwaterowanie miało miejsce w Saki Plaża, i aby dotrzeć do małego miasteczka Saki i zrobić jakieś zakupy trzeba było pojechać tam marszrutką. Koszt takiego przejazdy to 2 hrywny.
W miasteczku - przepiękna prawosławna Świątynia..
..targ i dworzec autobusowy, z którego następnego dnia udałam się do Eupatorii.

Oczywiście nie można było zapomnieć o przywitaniu się z Iliczem, którego pomniki stoją dosłownie wszędzie.

 Tak jak wspominałam wcześniej, następnego dnia postanowiłam zwiedzić Eupatorię i w tym celu udałam się na dworzec autokarowy do Sak

Eupatoria to wielokulturowe miasto oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od Sak.
 Pierwszym miejscem , które odwiedziłam był meczet, często porównywany z Meczetem Hagia Sofia w Stambule.



co i ja uczyniłam...
Naprzeciwko meczetu znajduje się kolejna piękna świątynia - to Sobór Świętego Mikołaja , a w jej wnętrzach cudne mozaiki.



Po zwiedzeniu najważniejszych kościołów Eupatorii, tramwajem udałam się do centrum i tu chyba szczęście mi nie dopisało, bo po przejechaniu kilku przystanków, tramwaj po prostu się zepsuł i zatarasował torowisko, ale Pani bileterka skrupulatnie oddawała pasażerom pieniążki za bilety.






Centrum miasta i najważniejszy deptak nie były daleko a i przy okazji także napotkałam na najważniejszą arterię komunikacyjną Eupatorii, jaką jest oczywiście ulica Lenina.


Nie obeszło się tez bez wstąpienia na miejską plaże.
 Zbliżał się koniec słonecznego dnia, wiec pomału  trzeba było wracać do Sak, ale po drodze zobaczyłam jeszcze ,,Park Znaków,, -  miejsce troszkę zaniedbane, ale ładne, zresztą podróżują po Krymie jak i całej Ukrainie często napotkamy kontrasty. Tutaj bogactwo..

..przeplata się ze skrajną biedą:






Kolejny dzień to odpoczynek na plaży w Sakach: plaża bardzo ładna, szeroka, piaszczysta, ale woda jak na te porę roku trochę zimna.

, ale zdecydowanie mniej zatłoczona niż w innych miejscach Europy.





Następny dzień to znów niedaleka wyprawa, tym razem Twierdza Genueńska w Sudoku.
Dojechałam tam autokarem, i przez całą drogę, a trwała ona około 2 h. Zastanawiałam się kiedy ,,wypluje ,,silnik, ale pokonał wszelkie przeszkody. Ukraina ma to do siebie, ze absolutnie nikt nie przestrzega tam przepisów ruchu drogowego, a kierowcy gnają jak szaleni. Na głównej drodze można spotkać krowę, a czasem stado koni - nic nikogo nie dziwi...





Twierdza co prawda jest to tylko rekonstrukcją XIV- i XV-wiecznej budowli, ale wygląda imponująco.

..a jej pozostałości zachowane zostały wyeksponowane w Lapidarium, gdzie kiedyś była świątynia

Widok z twierdzy jest zachwycający, a po drodze spotkać można bardzo miłych Panów , którzy za niewielka opłatą proponują wniesienie na sam szczyt.


 ..i choć nie są to rodowici Ukraińcy, to w języku urzędowym Ukrainy porozumiewali się  płynnie, leczzdecydowanie  lepiej brzmiał u nich angielski. Donieśli mnie tylko do drzewka prób-


 Ja też zawiesiłam tam swoja wstążeczkę, ale czy się prośba spełni- zobaczymy! ;)

Po zwiedzeniu tego ogromnego obiektu udałam się w dalszą drogę w kierunku Nowego Światu, ale po drodze jedno z haseł na plakacie przypomniało mi o tym, że nachodzi pora obiadowa i trzeba coś zjeść



więc po przeczytaniu wstąpiłam do dobrze zaopatrzonego baru szybkiej obsługi:
zresztą w tak pięknym miejscu wszystko smakuje wyśmienicie!

i dalej w drogę- kierunek Nowy Świat i jego dzikie plaże




a po drodze miejsce, w którym przechowywane były trunki

Zakupić je można było w pobliskim sklepiku:

z małymi zakupami wróciłam moja marszrutką znów do Sak.

...ale za kilka dni następna wyprawa, tym razem Wielka Jałta, czyli elegancka Ukraina i w tym momencie na plan pierwszy wysuwa się przepiękny pałac w Liwadii

po drodze mijam troszkę ,,plastiku,, i docieram do Pałacu.
 W tym właśnie miejscu odbyła się słynna Konferencja Jałtańska:
  a tak wygląda sala konferencyjna


Pierwsze piętro pałacu to apartamenty rodziny Romanów - oj, marnie zginęli, ale pamiątek po nich jest dość dużo.



mieszkali bardzo ładnie i wygodnie
a i na edukacje poświęcali wiele czasu....
 Po odwiedzeniu tego niesamowitego miejsca udaje się w dalsza drogę , tym razem do innego pałacu, Pałacu Woroncowa w Ałupce

 Ten pałac, zupełnie inny architektonicznie od Liwadii, prezentuje angielski neogotyk, , trochę architektury muzułmańskiej oraz elementy indyjskie.



Lokalizacja cudowna, bo obiekt znajduje się dosłownie i stóp pionowej ściany góry Aj Petri, więc widoki z dziedzińca wspaniałe


Aby do niego dojść od strony Ałupki, trzeba przejść przez wspaniały ogród w stylu angielskim, a następnie na dziedzińcu wchodzimy na ogrody francuskie.



 Po takiej dawce architektury, troszkę relaxu na stateczku, którym popłynęłam wprost pod symbol Krymu, jakim jest ,, Jaskółcze gniazdo ,, .
Na stateczku przyjemna bryza, można odetchnąć, bo na Krymie w lipcu jet dość gorąco.

a to juz ,,Jaskółcze Gniazdo,, w pełnej krasie..



Jadąc dalej do Jałty  po drodze napotykam takie perełki, to piękna architektura  staro-cerkiewno ruska

a dalej to już zatłoczona Jałta, kamienista plaża , z kolejka na punkt widokowy i Soborem Aleksandro- Newskim
i zatłoczony deptak w centrum Jałty - tutaj nie sposób odpocząć

więc trzeba wracać do Sak i zjeść kolację w najbardziej obleganym lokalu - bo tu tanio, smacznie i wesoło!!!

i wieczorna kąpiel w ciepłym morzu...



Następne dni to też moc atrakcji, coś dla zdrowia , czyli kąpiele w jeziorach błotnych.
 Aby tam dotrzeć, trzeba przejść przez nieco zapomniany park miasteczka Saki, ale w nim oczywiście dominują dwa ogromne pomniki Lenina. Gdyby żył, na pewno byłby szczęśliwy, że ktoś o niego dba malując jego postać na srebrno..

no i obłożona  leczniczym błotem myślę jak tu się domyć, oj.. nie będzie łatwo

ale jakoś poszło...


Wypad do Bakczisaraju tez była bardzo ciekawa, pojechałam tam skrótem,

po drodze wiejski cmentarzyk i stepy - to o nich pisał  Mickiewicz

i docieram pod Czufut- Kale

 łał ,  tu naprawdę ktoś mieszka...

po drodze na szczyt cmentarzyk radziecki

i olbrzymi Monastyr Uspieński


a tych mozajek nie wolno fotografować! ;)


podobnie jak mnichów.. strach pomysleć co by było, gdyby mnie złapali.

Idę dalej w górę, tu  kolejne cmentarzysko, tym razem Tatarów Krymskich

Idąc dalej, mijam dolinę Mariam Dere i docieram do skalnego miasta Czufut-Kale, które jest najlepiej zachowanym miastem spośród miast skalnych.. Datowanie tego miasta to VI w., założyli je podobno Goto-Alanowie.





Po drodze punkt gastronomiczny -  dobrze zaopatrzony, bo w nim woda, woda i jeszcze raz woda.
Kenesy Karaimskie są w naprawdę dobry stanie, a i mauzoleum Dżenike-Chanym

a widoczki z góry niesamowite..zobaczcie sami:

... och, nareszcie miejsce do odpoczynku!


Z Czufut- Kale, miasteczka kamiennego, które z czasach chanatu było twierdza tatarską, udałam się w dalszą
podróż marszrutką, a do Bakczisaraju, aby tam zobaczyć Pałac Chanów Krymskich.
 W miasteczku dla tych ludzi czas się chyba zatrzymał, a ja czułam się jak nie w tej epoce.
ale sam pałac naprawdę bardzo ciekawy

We wnętrzu  ciekawa ekspozycja poświecona Chanom Krymskim, meczet i oczywiście słynne Bakczisarajskie fontanny, o których tak pięknie pisał Puszkin.
 Najważniejsza z nich to,, Fontanna łez,,

Inne są równie pięknie:

 Krym to miejsce niesamowite. Różnorodność obyczajów, niesamowite budowle, wspaniała kuchnia, doskonałe wina i bardzo mili ludzie, ale nadszedł czas aby to wszystko pożegnać i wrócić do domu, ale tym razem już naprawdę z komfortowych warunkach, czyli pociągiem który na trasie 26 godzinnej nie miał ani minutki spóżnienia (!), z osobnymi klimatyzowanymi przedziałami i dobrze  zaopatrzonym warsem. Jeszcze tylko krótki pobyt w Semferopolu  i w drogę.....